No tak , też kiedyś byłam Ciężarówką . Stosunkowo nie dawno, jak o tym myślę to mam wrażenie , że to było wczoraj.. A Livia ma już 19 miesięcy .. :)
Od początku zacznę . Po wakacjach z prawie - małżonem , ( Mazury , morze i góry, taki rajd sobie zrobiliśmy :D ) pewien znajomy spojrzał na mnie i rzekł ' świetnie wyglądasz i jak by Ci przybyło gdzie nie gdzie , w ciąży jesteś ?' ( Pomyślałam na głowę upadł jak nic ) odpowiedź skwitowałam śmiechem , wydawało mi się to nie realne. Siedzący obok mnie Dawid zamilkł. Po chwili zapytał , gdzie tu jest czynna apteka , bo chciał kupić test , odwiodłam go od tego pomysłu , ale nie na długo. Obudził mnie z rana o 9 znaczy ( ale ja miałam wakacje wtedy, bo uczyłam się w liceum ekonomicznym :D ) i mówi z pełną powagą wstawaj , idziemy sikać ( myślę nie wierzę , całkiem go opętało , przecież to nie możliwe). Odwróciłam się na drugi bok i zakryłam po uszy kołdrą , ale Dawid nie dawał za wygraną zabrał mi pościel i koniec . Dla świętego spokoju , wpół przytomna poszłam z Nim do tej toalety i łapiąc za klamkę rzuciłam ' i co się tak gapisz i tak będzie jedna kreska ' i nim zdążyłam przekroczyć próg toalety D. podskoczył i wykrzyknął ' Masz swoją jedną kreskę ' pokazując mi test z dwoma paseczkami . Zaczęłam płakać , muszę Was zaskoczyć nie ze szczęścia . Powiedziałam mojemu prawie-mążowi :P , że sam jest w ciąży , wybiegłam z toalety, wywróciłam się , leżałam tak na tej podłodze i płakałam , chyba bardziej wyłam niż płakałam . D cieszył się jak debil , zamiast zainteresować się moim stanem rozgoryczenia i rozczarowania . Poszedł po jeszcze jeden test , bo ja ciągle mruczałam , że na pewno wynik jest błędny , test był zepsuty , cokolwiek by nie zgodzić się z wynikiem . No, ale następny pokazał to samo dwie kreski . Świat mi się zawalił . Miałam wtedy 18 lat . I inne plany na życie niż ślęczenie w pieluchach ( wtedy tak to widziałam). Przecież zaczęłam dopiero liceum , chciałam iść na studia. Dawid oczywiście mnie pocieszał . Nie omieszkał pochwalić się całemu światu , że zostanie Tatą . A mnie to wcale nie cieszyło . Byłam u lekarza ( na takiego chama trafiłam , nie życzę nikomu , serio). Pooglądał na usg i powiedział ' Niby jest tu jakiś pęcherzyk , ale nie wiadomo czy to ciąża , jeśli w ogóle to do trzeciego tygodnia i nie później '. Dawid czekał na korytarzu , chciałam go zawołać, ale pan niby- lekarz ( bo to , że 5 lat wkuwał na uczelni ginekologie to lekarzem go nie czyni , bynajmniej moim zdaniem za słowem lekarz powinno iść również trochę zrozumienia, szczypta uprzejmości i przede wszystkim znajomość kodeksu ' Ciężarówki' , a u niego brak było w/w cech ) 'nie może pani zawołać partnera , ani dostać zdjęcia usg, takie rzeczy tylko w moim prywatnym gabinecie ' , nie wiedziałam wtedy , że on nie ma racji . Więc grzecznie podziękowałam i wyszłam . I pamiętam słowa doktorka , które cały czas słyszałam w mojej głowie ' nie wiadomo , czy to ciąża ' trzy dni chodziłam z tą myślą . Miałam nadzieję , że jednak to nie dziecko . Że może zrealizuje swoje plany tak jak chciałam . Trzy dni później spadłam ze schodów około 15 marmurowych , szłam po D do piwnicy, bo coś tam majstrował (pewnie nagrywał rap'y :D) . Nie mogłam wstać , przejechałam plecami po wszystkich stopniach . Dawid słysząc dziki krzyk przybiegł , wniósł mnie na rękach założyłam buty i popędziliśmy do szpitala . Miałam straszny mętlik w głowie. Pojechaliśmy do chyba największego szpitala u Nas w mieście. Czekaliśmy dość długo pod ginekologią . Miałam wrażenie , że czas się dłuży w nieskończoność , dopadły mnie wyrzuty sumienia , że to może stało się przez to , że wcale nie cieszyłam się , z faktu , że najprawdopodobniej jestem w ciąży . Coś okropnego. Zostałam poproszona do gabinetu. Serce mi waliło jak szalone . Ledwo szłam , plecy miałam konkretnie potłuczone. Bardzo miła pani doktor , porozmawiała ze mną, zrobiła usg i wtedy pokochałam Fasolę , która we mnie mieszkała , kiedy zobaczyłam bicie serduszka nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa . Płakałam jak bóbr. Chciałam poprosić panią doktor , żeby zawołała D , ale nie nie byłam w stanie nic powiedzieć. Lekarka oznajmiła, że to 8 tydzień , a tamten niby lekarzyk mówił , że to 3 tydzień ( przed trzema dniami ) ale to już nie było ważne . Najważniejsza była Fasola, zdrowa ! Nic więcej mnie nie obchodziło . Miałam jeszcze podejść na chirurgię , by ktoś obejrzał moje plecy , ale jak zobaczyłam ile osób tam czeka . Zwątpiłam . Od wtedy byłam szczęśliwa . Naprawdę się cieszyłam . Dawid był ze mną wspierał mnie i wiedziałam , że będzie dobrze . Jak tylko mogłam normalnie chodzić poleciałam na zakupy . Dla dziecka. Wybierałam same rzeczy unisex , bo płci nie znaliśmy ( chociaż ja czułam , że to będzie dziewczynka) . Moja mama nie była zadowolona , wręcz była zła. Wtedy jej nie rozumiałam , obraziłam się na nią , teraz wiem o czym mówiła , nie zawsze jest łatwo , ale najważniejsze , że mamy siebie . <3 Ale kontynuując , zaczął się wrzesień . Szkoła. Miałam zamiar do niej chodzić dopóki mój stan pozwoli ( żałuje , że nie trzymałam się ściśle tego planu), ale trochę się pokomplikowało. Dawid poszedł niby do super pracy , tyrał jak wół , nawet po 15 godzin , nawet w niedzielę , ale pracodawca , co tydzień dawał zaliczki typu 100 zł i mówił , że reszta później , ale póżniej nigdy nie nastąpiło. Więc zrezygnował z tej pracy. Mieliśmy wyjechać do Białegostoku , bo tam miał mój wybranek mieć pewną pracę . Doszłam do wniosku , że skoro i tak wyjeżdżamy po co chodzić do tej szkoły i rzuciłam ją z dnia na dzień ( to była beznadziejna decyzja). Z Białymstokiem nie wypaliło . Dawid dostał pracę we Wro . Wynajęliśmy ze znajomym mieszkanie, bo wcześniej wynajmowaliśmy pokój w dużym domu , gdzie było dużo ludzi , słaba opcja dla małego dziecka. A ja siedziałam całe dnie w domu , szperałam na allegro kompletowałam rzeczy dla małego człowieka , który w kwietniu miał zaszczycić Nas swoją obecnością . Wtedy miał to być chłopiec , po wielu kłótniach miał dostać na imię Maksymilian. Lekarz przez 2 miesiące twierdził , że to chłopczyk , czułam , że się myli . W 7 miesiącu potwierdził moje przeczucia :) . Do chyba 5 miesiąca , nie było widać , że jestem w stanie ' Błogosławionym' , nosiłam dżinsy w rozmiarze xs. Ale od 6 to chyba tyłam z dnia na dzień. Hormony szalały . Dawid , był dzielny . Znosił wszystko . Wyrzucałam go z domu. Mówiłam , że nie chcę z nim być mniej więcej 5 razy w tygodniu . Z tego miejsca przepraszam Wszystkich , którzy padli ofiarami moich burz hormonalnych . BARDZO PRZEPRASZAM :( .Brzuchal rósł , a ja , my w sumie nie mogliśmy się doczekać . W ostatnim trymestrze rodziłam 3 razy ostatnim już naprawdę . Pierwszym razem było śmiesznie , chyba 37 tc . Wstaje rano (czytaj o 12 , jak na nie pracującą ciężarną , z dzieciem wchodzącym pod żebra po nocach, przystało ). Siadam na łóżku, czułam się normalnie , trochę jak słoń , ale wtedy nie było to dla mnie niczym nadzwyczajnym. Podnoszę się z łóżka i pacze :P , a tam mokra wielka plama . Choroba ! - pomyślałam . Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić , ale złapałam za telefon i zadzwoniłam do mej rodzicielki ( kilka tygodni nie gadałyśmy , ale później Mamuśka ma była dla mnie wielkim wsparciem <3 ) z najgłupszym pytaniem na świecie ' Hej . Słuchaj Mamuś jak rodziłaś to Cię bolało ?' mama się roześmiała . po chwili zamilkła , - a boli cię coś Kochanie ? - usłyszałam ( wytłumaczyłam co jest grane , a Matula rzekła ' to już' ) . Jakaś masakra wtedy nastała . Ja nie miałam spakowanej torby do szpitala . Zadzwoniłam do Dawida , ten w 15 minut z drugiego końca miasta teleportował się pod dom , zadzwoniłam jeszcze do koleżanki , też rok wcześniej została matką więc wiedziała jaka jest powaga sytuacji, ta przyjechała by odtranspotrować mnie do szpitala . Zeszłam z podręczną torebeczką , kumpela trochę się zdziwiła, że mam tak małą torbę , zapytała się co mam w niej , a ja nie wiele myśląc wrzuciłam do niej: dezodorant , podkład i lusterko ( Sama się zastanawiam jak mogłam to zrobić :P ). Jakiś studencik , na pytanie mego Lubego ' co teraz? ' (a ja nie byłam jeszcze po badaniu , tylko po wywiadzie wstępnym.) ' rodzimy ' -odpowiedział . Nie mieliśmy zgody na poród rodzinny , od ordynatora , więc miałam rodzić sama . A plan był taki , że D będzie mnie za rączkę trzymał . Po badaniu okazało się , że to jeszcze nie ten czas. Ale zmotywowało mnie to do spakowania torby dla siebie i L. ( już wtedy Mała miała na imię Livia , bo bardzo długich rozmyślaniach i wojnach z Dawidem). Tydzień później miałam jakieś skurcze . Dawid odrazu wziął torbę wsunął mi buty na nogi i pojechaliśmy do szpitala . Tym razem też fałszywy alarm :( . A My tak bardzo chcieliśmy , żeby to było już ! 23 kwietnia wieczorem dostałam takich bóli , że myślałam , że umrę , a nie urodzę . Pojechaliśmy do szpitala . TO BYŁ JUŻ TEN CZAS ! Załatwiłam wcześniej zgodę od ordynatora , żeby Dawid mógł być przy mnie . Po badaniu odrazu na porodówkę . A dokładniej na salę do porodów rodzinnych . Była ze mną jeszcze przyjaciółka Natalia ( sama niedawno została mamą , Gratuluję Ci kochana jeszcze raz! ) . Za ścianą jakaś rodząca wyzywa swego małżona , D zbladł, gdy posłuchał. Ale zdania nie zmienił , chciał być ! Przy badaniu zobaczyłam anestezjologa , od razu poprosiłam o znieczulenie , i dostałam ( wewnątrz oponowe) . Ale od niego akcja się zatrzymała , skurcze ustały. Lekarze odłożyli mój poród do rana . Dawid pojechał się przespać . Natalia została ze mną. Całą noc przegadałyśmy. Byłam strasznie podekscytowana. Z rana kroplóweczka na wywołanie skurczy , Dawid przyjechał do szpitala. Skakałam trochę na piłce i zaczęło się . O 12.05 , 24 kwietnia 2012 roku na świat przyszło ważące 3.050 kg i mierzące 54 cm moje szczęście - Livia . Płakaliśmy wszyscy troje . To był najpiękniejszy moment w moim życiu <3
17 miesięcy :*
Matka w 5 miesiącu :)
Pierwsze chwile na świecie z Tatą <3
Matka , kiedy nie myślała , że matką będzie. Przed ciążą się ma rozumieć .
j.w.
j.w.
W dzień dziecka :*